Talent spotyka Talent. Kusikowe Love
Lubię wracać do tej historii sprzed lat….
Nie był to maj ani nie pachniała Saska Kępa.
Mróz, stacja kolejowa oddalona od punktu docelowego jakieś 3km, pusto, brak autobusów, brak taxi.
A jednak nazwa miasteczka napawała optymizmem, otulała serce ciepłem.
Romantycznie jak w filmie.
Marznące stopy jednak przypomniały mi, że muszę dotrzeć na czas, na miejsce szkolenia. Szkolenia dla trenerów. Ahoj witaj przygodo!
Tydzień warsztatów, nauki i zabawy. Kameralna grupa, wesoła i otwarta. Charyzmatyczny prowadzący – nie tylko z głową pełną pomysłów, pamięcią wręcz kosmiczną, ale też z doświadczeniem szerokim jak oceany, po których żeglował. A jego głos do dziś brzmi w moich uszach i chętnie wracam do słuchania szant w jego wykonaniu.
Gdyby moje talenty były zwierzętami, to zobaczyłabym wtedy zapewne grupkę młodych kozic górskich szalejących radośnie i rączo po zboczu soczystej łąki.
„Optymista” w siódmym niebie.
„Empatia” uszczęśliwiona (zwrócona w moją stronę – realizuję swoje marzenie – niecodzienne!).
„Strateg” dumny jak paw, bo zaplanował i zrealizował (no ok. końcówka dojazdu nie wypaliła, ale cel osiągnięty).
„Rozwijanie innych” – no ba! Przecież szkolę się by uczyć potem innych.
„Współzależność” – o tak, czuję się częścią czegoś zdecydowanie większego niż ja, częścią grupy, częścią idei, która wniesie w życie wielu sens.
Z taką ilością dopaminy, serotoniny i czego tam jeszcze nie wiem rozpoczynałam tydzień trenerski w ślicznym, otulonym śniegiem Nałęczowie.
Zupełnie nie spodziewając się, że inne talenty, inne marzenia i plany przywiodą na ten sam wyjazd kogoś, kto zmieni moje życie na zawsze.
Nic jednak nie zapowiadało tych zmian.
Codzienność szkoleniowa szła swoim rytmem, wykłady, nauka, praktykowanie, dużo radości. Popołudniami zwiedzanie, spacery, gorąca czekolada w parkowej kawiarni. I nikt nie spostrzegł czegoś pomiędzy wierszami, w powietrzu, w zmieniającej się chemii w mózgu, ale nadchodząca wiosna i niebo wiedziało, że te dwa zestawy talentów, stworzą coś wyjątkowego.

Żadne z nas nie znało wówczas swoich mocnych stron, bo testy Gallupa zrobiliśmy kilka lat później.
Na pewno łączyła nas pasja życia, marzenia by robić wielkie i sensowne rzeczy.
Nasza „Pryncypialność” (zestaw zasad, którym chcieliśmy pozostać wierni, i który wyznaczał kierunki naszych działań), chyba sprawiła, że od początku sobie ufaliśmy, od początku ustalaliśmy nasze wspólne zasady życia i działania.
Fascynowała mnie jego „Odkrywczość” – godzinami mogliśmy gadać, snuć plany i wizje.
Za moim „Optymistą” czasem trudno było nadążyć, ale książki i film Pollyanna pozwoliły nieco lepiej mnie zrozumieć, a jego „Elastyczność” i „Bliskość” były jak miód na moje serce.
I być może jego „Dowodzenie” sprawiło, że czułam się bezpiecznie, a kiedy coś mówił, to wiedziałam, że tak będzie, że na jego słowie mogę polegać.
Więc i ja dałam słowo za słowo.
Nasze sakramentalne TAK wybrzmiało w drewnianym, małym kościółku w Tatrach, dokładnie rok i trzy miesiące od naszego szkolenia.
I żyli długo i szczęśliwie.
Ucząc się siebie każdego dnia.
Ucząc też innych – bo nasze trenerskie drogi, choć były zawiłe i kręte, to jednak pozostały z nami do dziś. Poszerzyły się o nowe horyzonty, tematy, umiejętności.
Przez te kilkanaście lat zjechaliśmy tysiące kilometrów prowadząc warsztaty, szkolenia, coachingi a nawet obozy naukowe dla dzieci i dorosłych.
Długo i szczęśliwie?
Tak.
Co nie znaczy, że dokładnie tak, jak chcieliśmy, że nie było cierpienia i trudu.
Jak to w życiu. Górki i dołki. Kryzysy. Każdy to zna.
W naszym życiu prywatnym i zawodowym towarzyszą nam nasze zasady i wiara.
Wiara w Boga i wiara w drugiego człowieka.
Z góry zakładamy dobre intencje, nie wyłączamy ciekawości – bo przecież dziś może już ktoś nie lubi pomidorówki – ludzie się zmieniają, dlatego jesteśmy siebie ciekawi.
„Każdy dzień jest nowy i wolny od błędów” – jak mówiła Ania z Zielonego Wzgórza. Każdego dnia poznajemy siebie, swoje mocne strony i swoje słabości.
To jest praca do końca życia.
Znajomość naszych talentów i mocnych stron pomaga nam budować silną więź.
Skupianie się na tym co w nas mocne i piękne, sprawia, że doceniamy siebie nawzajem.
15 lat temu jedną z naszych wspólnie ustalonych zasad były słowa z Biblii „Gniewajcie się, lecz nie grzeszcie; niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce” Ef 4,26
Kłócić się – owszem!
Normalne.
Jak to dziadkowie mówili: „Nie święci garnki lepią”, ale zasypiać bez przebaczenia?
Nigdy.
Przecież nie wiem czy jutro się obudzę.
Dlatego dbamy by nad naszym gniewem nie zachodziło słońce.
Słońce już prawie zaszło, gdy zmarznięta dotarłam na miejsce szkolenia.
Nie przeczuwając nic a nic, że te kilka dni zmieni nie tylko moje zawodowe życie na zawsze!
Krzysiu – dziękuję, że jesteś!
Cały jesteś z talentów! Ja też!