Moja podróż

Moja podróż rozpoczęła się szybko i nie do końca zaplanowana.
Ale cóż to była za radość, gdy świat powiększył się o kogoś tak wyjątkowego i urokliwego!
(te zdania piszę 50 lat po tych wydarzeniach – z dystansu, z mądrością uzbieraną po drodze, ze zmianą widzenia siebie, innych, świata. Wszystko przed Tobą!)
To wszystko zaczęło się w małym miasteczku Dolnego Śląska, w Górach Sowich. Mając zaledwie 7 lat mój pociąg przejechał z miasta A do miasta B. Za lepszą pracą i przyszłością rodzice opuścili Nową Rudę i pozwolili mi rozpocząć kolejną część życiowej przygody w zaskakująco zielonym zakątku Śląska – tym razem Górnego. To w Tychach biegałam do szkoły, wisiałam na trzepaku, tańczyłam w zespole i pielęgnowałam przyjaźnie. To tu przeżywałam swoje pierwsze zakochania i straty. To tu odkryłam a raczej doświadczyłam nieopisywalnej słowami miłości Bożej, która stała się moim Sensem na kolejne lata i bez której życia sobie już nie wyobrażam, choć po drodze gubiłam ją jeszcze wiele razy.
Od urodzenia niespokojna i ciekawa świata, nie zawahałam się szukać swojej tożsamości i powołania tym razem na studiach z człowiekiem w centrum. Pedagogika specjalna na katolickiej uczelni o wdzięcznej nazwie: Salezjański Instytut Wychowania Chrześcijańskiego, ale żeby było trudniej połączony z sekcją teologiczną Bobolanum. To było wyzwanie! Nowy wielki świat, bo szybko się okazało że moje Tychy są wielkości Ursynowa. Nowe znajomości, nowe przyjaźnie, wyjazdy, imprezy.
Mój pociąg zwany życiem gnał do przodu, eksplorując nowe obszary miasta, Polski, świata.
Każdy, kto jest już po – wie, że czas studiów tak jak jest cudny, tak nieubłaganie szybko się kończy. Życie nabiera tempa. I jakby trasa zaczyna biec nieco pod górkę. Zazwyczaj nie jedną.
Czasem zajeżdżałam do stacji, o których dziś nie chcę pamiętać. Czasem trochę żal straconej wtedy energii, ale jak to się mówi – nabierałam doświadczenia życiowego i mądrości może też.
Mapa moich połączeń prywatnych i służbowych nabierała nowych kształtów, bardziej świadomych, zgodnych z wartościami, zgodnych z wizją i misją, według których chciałam żyć.
Mój pociąg czasem wlókł się powoli, zajeżdżał na boczne tory moich wyobrażeń o życiu. Czasem stał zupełnie pusty i ciemny jakby na zapomnianej przez wszystkich stacji. Zdecydowanie częściej gnał po szynach z prędkością bliską światłu by być tu i tam, by wspierać wszystkich którzy tego potrzebowali. Gnał i gnał. Nie zjeżdżał do zajezdni, nie zjeżdżał do mycia, nie odwiedzał mechaników, już przestał zatrzymywać się na stacjach i nagle… trach. Ktoś odłączył zasilanie. Przez okno zaglądnęło wypalenie, nerwica lękowa, a za rogiem czaiła się depresja. No nie koniecznie chciane towarzystwo. Ale przyszli w dobrej wierze. Przyszli powiedzieć, że trzeba zwolnić, że trzeba dorzucić dobrego paliwa, pojechać do SPA, zadbać o systematyczny serwis i może ciut wolniej i nie wszędzie jechać. Miało sens.
A jaka jest Twoja podróż? Jakiej relacji jest ten pociąg którym jedziesz? Czy świadomie do niego wsiadłaś? Czy wiesz w którą stronę chcesz jechać? Czy wlecze się bo brak mu już sił, czy też gna bez namysłu byle do przodu, byle zdążyć ze wszystkim? Na jakiej stacji się zatrzyma? „Zwariowałam”, „Padam”, „Wysiadam” czy może „Postanawiam odpocząć” „Biorę życie w swoje ręce” „Chcę na nowo, z radością i sensem”?
A może wpadniesz na moją spokojną stacyjkę? Zatrzymasz się, pójdziemy na spacer, porozmawiamy i poszukamy sensu?