Czy smutek jest dobry?

– Dzień dobry Panie Smutku, serdecznie dziękuję, że zgodził się Pan być dziś moim gościem.
– Dzień dobry, cała przyjemność po mojej stronie. To taka rzadkość, by ktoś chciał się ze mną spotkać, a już porozmawiać to naprawdę wyjątkowa sytuacja.
– O to smutne. Skąd tyle niezrozumienia dla Pana obecności?
– Hmm często się nad tym zastanawiam. Ludzie uciekają na mój widok. Oglądają seriale, piją alkohol, robią uśmiechnięte zdjęcia na Facebooka, a potem choć kątem oka mnie widzą – wychodzą, jakbym nie istniał.
– To przykre. Czy zawsze tak było?
– Mam wrażenie, że nie. Że kiedyś ludzie jakoś bardziej mnie tolerowali, może nawet doceniali.
– Doceniać smutek. To bardzo ciekawe stwierdzenie. Powie Pan coś więcej na ten temat?
– O tak. Wiadomo każdy lubi być doceniony, ja również. Lubię kiedy ktoś mnie zauważa, pozwoli wejść, rozgościć się. Wiem, że często to nie zmniejszy straty, po której się pojawiam, ale ludzie kiedy otwierają mi drzwi, mam wrażenie, że się trochę uspokajają.
– Ale jak konkretnie?
– Różnie bywa. Jedni pozwalają sobie popłakać. Inni mówią: o smutek, posiedź ze mną. Wtedy wiem, że to było dla nich naprawdę ważne, co stracili. Inni jeszcze czekają razem ze mną na kogoś innego i wtedy siedzimy w trójkę, czasem wygadują się, czasem tylko płaczą. Jeszcze inni wolą zostać tylko ze mną, milczeć, patrzeć, być.
– Widzę, że ma Pan szerokie doświadczenie i wielu znajomych. A co z tymi, którzy uważają, ze tylko trzeba się cieszyć, że nie ma co się użalać nad sobą, że trzeba żyć.
– Tak, widzę to. To jest ogromna wola życia, ale mnie nie można przeskoczyć, obejść, porzucić.
Mam tą nieprzyjemną cechę, że jak nie spotkasz się ze mną, pozostanę, długo.
Czasem schowany głęboko.
Czasem wydostaję się na powierzchnię gdy przyjaciółka Złość mi pomoże, a czasem długą siedzę głęboko, aż Pani Depresja się wepcha i zaczyna się rządzić.
Nie lubię tego. Różnie się to kończy.
– Czyli chce Pan powiedzieć, że jednak jest więcej korzyści ze spotkania z Panem niż z unikania?
– Tak, zdecydowanie.
I nie dotyczy to tylko mnie, ale całej naszej emocjonalnej Rodziny. Jesteśmy po to, by nas przeżywać a nie porzucać, albo jak to niektórzy nawet mądrze mówią „zarządzać nami”, choć to już bliższe prawdzie niż porzucanie.
Wie Pani, nas się nie da porzucić.
Nie odchodzimy.
Zostajemy.
Nie przeżyci robimy się nieprzyjemni, wchodzimy w dziwne układy z chorobami.
Wtedy nie jest lepiej.
Nikt z nas tego nie chcę – ale cóż „klient nasz Pan”.
– Co na zakończenie chciałby Pan przekazać naszym słuchaczom?
– Drodzy Państwo, jestem i będę.
Spotkajmy się czasem, to przynosi Wam ulgę.
To sprawia, że czujecie się bardziej prawdziwi, bliżej siebie. Spędzając czas ze mną nic nie tracicie, a co więcej – zyski są bardzo duże.
Ja wysłucham, popłaczę razem z Wami i oddam Was Życiu mocniejszymi.
Zdaję sobie sprawę, ze to nie jest łatwe, ale chcę żeby Państwo dziś zapamiętali, ja nie znikam, a tylko przeżyty i przyjęty prowadzę do zdrowia i do – paradoksalnie – mojej siostry Radości.
Dzięki mnie zobaczycie prawdziwą wartość Waszej straty, żalu, a może odkryjecie za czym tęskni Wasze serce i z Odwagą tam ruszycie.
Puk puk to ja smutek – posiedźmy chwilę razem.
– Serdecznie Panu dziękuję za cudowną rozmowę i zapraszam na kawę.
– Nie boi się Pani?
– Nie. Bo już wiem, jakie to dobre.
Cała jestem z talentów. Ty też!